Ich głowy płoną od nadmiaru pomysłów. Bujają w obłokach. Wchodzą w słowo swoim rozmówcą i notorycznie gubią kluczyki do auta. Kochają nowe zajawki. Są wybuchowi, ale często też towarzyszy im niepokój. Na przykład w takiej kolejce. Stać i czekać, istny koszmar. W towarzystwie grają pierwsze skrzypce. A potem muszą to odchorować; leżąc dwa dni pod kocem. Bo dorośli z ADHD kochają eksploatowanie się. Przez cały czas balansują na granicy swojej wytrzymałości; muszą być super wydajni lub super zmęczeni. Nic pomiędzy.
Na mecie czeka na ciebie piękne życie, gdzie cieszy cię zwykły wiatr we włosach. 4 lutego, w Światowy Dzień Walki z Rakiem, chcemy podzielić się z wami historią Żanety, której udało się pokonać nowotwór. I choć jak sama podkreśla, ta choroba zostawia ślad, to dziś kocha każdą swoją bliznę - i tę na ciele i tę na sercu. - Onkopacjenci są naznaczeni jak Harry Potter. Ale też jak Harry kochamy magię życia. Życia, które nadal na nas czeka - mówi nam Żaneta.
Lejący się z nieba żar zaczyna irytować. Kolejna impreza z grupą znajomych? Nie, zdecydowanie wolisz tego wieczoru Netflixa. Turnus mija, a ja niczyja - myślisz wracając z wakacji w Turcji. I znów pusty portfel. Bo dzieci przejadły pół twojej pensji na wakacjach w Kołobrzegu. Miało być pięknie. A wyszło jak zwykle.
Obiad. Schabowy. Z panierką czy bez? Film. Ale jaki? Herbata? A może kawa? Lepiej jednak ta herbata. Chyba zdrowiej. Ale czy na pewno? Spódnica, sukienka, czy spodnie? Iść w te góry? Czy lepiej nad morze? A nad morzem to drogo. I zimno. Czy mnie stać? Rachunek chyba niezapłacony. Właśnie, gaz! Gdzie ten gaz? I gdzie ta kurtka? Nad morzem wieje. A jak mnie przewieje?
Będę zawsze dostępny. Na Teamsach i na Facebooku. Będę zostawał po godzinach. I jadł lunch w pośpiechu. Nawet podczas urlopu nie odłożę laptopa. Bo na awans trzeba sobie zapracować. Będę sypiał po cztery godziny. I pił hektolitry kawy. Będę pracował. Do śmierci.
Żyjemy szybko. Beznamiętnie. Bez zastanowienia. Bez chwili oddechu. Mamy zadania, które odhaczamy w terminarzu; spotkania, które trzeba odbębnić. Jemy z pudełek. Często zimne posiłki. Muzyki słuchamy. Ale tylko po to, by być w miarę na bieżąco. I ćwiczymy. Nie dla siebie, tylko dla lajków na Instagramie. W dzisiejszym świecie mamy coraz mniej czasu na to, by naprawdę odczuwać. Mimo wielu terminarzy, w tabletach, smartfonach, zegarkach, tak naprawdę żyjemy w permanentnym rozgardiaszu i gonitwie. Co więc zrobić, by w tym wszechobecnym pędzie znaleźć choć tę jedną przeżywaną bez pośpiechu chwilę? - Niech ta chwila stanie się naszym ulubionym rytuałem. Stałym punktem w grafiku. Punktem, na który czekamy dzień, tydzień czy miesiąc - mówią psychologowie.
Zbliżenie trwa zazwyczaj około kilku minut. W zasadzie bez finiszu, bo jak oddać się rozkoszy, gdy za ścianą śpi dwójka dzieci? Już nawet nie chodzicie przy sobie nago. Bo ty wstydzisz się tej niewidocznej praktycznie fałdki, a on pokochał nową bawełnianą pidżamę od swojej mamy. Jedyna, prawdziwa bliskość na jaką macie czas to buziak. Za zrobione do pracy kanapki. Czy w takich warunkach jest szansa na to, że znów poczujecie do siebie chemię? Że w waszym łóżku (lub na kuchennym blacie) będziecie codziennie przeżywać swój „pierwszy raz”?
To już siedemnasty dzień bez słońca. Do tego – pod nogami trzeszczy piach, a nie obiecany w prognozie śnieg. Miała być zima stulecia, a jest coś w rodzaju niekończącej się jesieni. Nie masz już nawet ochoty na Netflixa, popcorn i ulubioną książkę. I te postanowienia noworoczne. Te same, które były niezwykle ambitne, a skończyły się w momencie zakupu karnetu na siłownie. Zimowa chandra, zwana sezonową depresją, dotyka coraz więcej osób. Szacuje się, że co dziesiąty z nas ma w tym czasie obniżony nastrój. Jest jednak kilka sposobów na to, by mimo niesprzyjających warunków, wprowadzić się w lepszy mood. I jakoś dotrwać do tej wiosny.
Musisz posprzątać. Bo tak trzeba. Musisz zrobić dwanaście potraw. Bo co powie stryjek od strony ojca jak na stole zabraknie karpia? Musisz zrobić też idealne prezenty. Bo jak krzywo zapakowane pokażesz na Instagramie? Musisz… Nie, nic nie musisz! Święta to czas, w którym ewentualnie możesz. Umyć blat, zrobić ulubione przekąski, a na koniec - kupić upominek. Tej miłej sąsiadce spod piątki. A nie ciotce, która dziesiąty rok z rzędu pyta kiedy ślub.